Trolltunga
Trolltunga
Język Trola, skała o
charakterystycznym kształcie znajdująca się na pograniczu płaskowyżu Hardangervidda, około 1100 metrów nad poziomem morza i 700 metrów nad jeziorem Ringedalsvatnet. Jest chyba największą atrakcją
Norwegii i miejscem odwiedzanym przez coraz
większą liczbę turystów z całego świata, często odwiedzających Norwegię tylko dla tego miejsca. To prawie tak jak i my, a prawie bo mieliśmy zdobyć tylko Trolltungę podczas tego wyjazdu, ale dzięki naszemu zaparciu udało się wejść na Kjerag również. Ale o tym w osobnym poście o tu.
Kiedyś, pierwszy odcinek drogi,
można było wejść po schodach, pozostałych po starej kolejce, obecnie jest ona zamknięta i trzeba wspinać się
szlakiem. Jest również dostępny parking Mågelitopp, do którego prowadzi prywatna, zbudowana z myślą o mieszkańcach, asfaltowa droga. Za parking trzeba zapłacić 600 NOK za dzień, ale można sobie zaoszczędzić trochę wspinaczki. Trzeba jednak być tam bardzo wcześnie, ponieważ liczba miejsc na parkingu jest ograniczona do 30, a chętnych bardzo dużo. Teraz podobno bilety na ten parking trzeba kupić wcześniej online. Auto z napędem 4x4 rekomendowane, ponieważ ma 17 zakrętów i maksymalne nachylenie 17%. Od parkingu czeka nas 10 km szlaku na Trolltungę. Nam udało się zaparkować na górnym parkingu i dzięki temu zaoszczędziliśmy trochę czasu.
Droga na Trolltungę rozpoczyna się niedaleko biura turystycznego Trolltunga Active. Szlak należy do tych wymagających, jest bardzo męczący i wydaje się ciągnąć w nieskończoność. Jest przewidziany na 10 -12 godzin (ma ok. 23 km) trekkingu w dwie strony. Trasa nie pozwala się nudzić, prowadzi przez gładkie skały, raz po błocie, raz ścieżką, kamiennymi schodami, mostkiem czy po kamieniach. Bez dobrych butów i kondycji nie polecamy. Zapas wody i jedzenia wymagany, choć wodę można napełniać w napotkanych po drodze strumieniach.
Ale im jest się dalej tym widoki coraz piękniejsze.
Samo wejście na
język nie
jest jakoś bardzo niebezpieczne. Półka jest dość szeroka,
ale trzeba zachować ostrożność. Skała końcem unosi się lekko ku górze, więc wchodząc nie widać dokładnie przepaści. Miejsce jest jednak na
tyle popularne, że niestety stoi się czasem godzinę w kolejce, by wejść na skałę i zrobić sobie wymarzone zdjęcie. Trzeba ten czas wziąć pod uwagę planując całą wyprawę.
Mieliśmy szczęście być świadkami zaręczyn. Wszyscy chyba byli zaskoczeni, a cała sytuacja została zwieńczona gromkimi
brawami. Gratulacje!
Nasz Majluś był bardzo dzielny i
na swoich małych łapkach przeszedł wszystkie kilometry, ale na górze był tak
zmęczony, że bidulek zasnął na gołej skale.
A my po zrobieniu sobie wymarzonych
zdjęć na Trolltundze, daliśmy odpocząć naszym stopom i delektowaliśmy się
widokami.
Po krótkim odpoczynku trzeba było wracać, czas gonił, a jeszcze te same kilometry w dół. Po dotarciu na parking byliśmy zmęczeni, ale szczęśliwi. Zjedliśmy wtedy
chyba najlepsze na świecie kanapki z pomidorem i wypili najlepszą na świecie herbatę z cytryną..
Więcej z tego wypadu tu .
Komentarze
Prześlij komentarz